Wyszła zza ukrycia nie bojąc się już niczego. Podeszła do nich. Obrócili się...
Strach, speszenie i zmieszanie kryło się w ich oczach. Nie powiedzieli jej.
Czuła frustrację, ból... Nikt już jej nie wierzy? Przyjaciele odwrócili się od niej, kiedy najbardziej tego potrzebowała...
- Laura.... Chcieliśmy ci powiedzieć, ale...
- Jak długo? - spytała przerywając słowa Amandy. Dziewczyna przygryzła policzki od środka i zacisnęła swój wątły nadgarstek na silnej dłoni Barda.
Brunetka zacisnęła powieki powstrzymując morze łez, które kumulowało się już od jakiegoś czasu.
- Cztery dni - powiedziała rudowłosa patrząc na swoje buty. Jedna, jedyna łza, która mieniła się w blasku księżyca, spłynęła po jej bladym policzku, zostawiając po sobie niewidoczną smugę.
- Mój szef kazał wam przekazać, że możecie przyjść nawet jutro - uśmiechnęła się żałośnie i uciekła.
Tchórz...
Niedorajda...
Dlaczego nie może być normalna? Wszystko wróciło... Czuła się źle... Bardzo źle. Ciągle ucieka, choć do końca nie wie, czy ma jeszcze przed czym.
Przed przeszłością - podpowiadała jej podświadomość.
Było ich słuchać - jest nikim. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to tak bardzo boli. Świadomość, że jak byś umarł nikt by za tobą nie tęsknił.
Nikt.
Przyjaciele mają przed tobą mają sekrety... Nie masz do czego wracać. Szef natomiast nie wie o tobie nic, a może tylko ci się wydaje, że nic nie wie, bo w rzeczywistości może coś ukrywać, ale mimo to pastwi się nad tobą.
Dokładnie tak. Jesteś nikim.
Dla nikogo się nie liczysz. Takie to smutne, a takie prawdziwe.
Nie musisz istnieć. Po prostu odejdź...
***
Siedział opierając się ponownie o parapet w swoim gabinecie. Zastanawiał się nad słowami przyjaciela, które chodziły jak echo w jego głowie.
Max miał rację. On prawie zawsze ma rację. A jakżeby inaczej...
Westchnął głośno mierzwiąc swoje blond włosy. Następnie przetarł twarz otwartą dłonią i ponownie spojrzał na widok, który się tam znajdował.
Park. Ławka. Wspomnienia wróciły.
Dziewczyna. Park. Książka i jego emocje, kiedy zobaczył jej gęste włosy z blond ombree....
Był na siebie wściekły. Nie zasłużyła na to. Nie ma prawa jej tego robić, ale to jakby niezależne od niego.
Zastanawiał się czy dobrze zrobił... Ona naprawdę może mieć później problemy. A szczególnie, jeśli końcowe słowa Maxa się sprawdzą.
Miał tego dość, a to dopiero miał być początek. Postanowił przyspieszyć zakład.
Kiedy tylko pozna jej przyjaciół, ma nadzieję, że wprowadzi jakieś nieliczne zmiany.
Wyjął z kieszeni ciemnych spodni swój czarny, nowiutki telefon i wybrał numer.
- Halo? - spytał głos po drugiej stronie.
- Lauren? Na kiedy możesz wpaść? - spytał.
- Właśnie z Maxem gadałam, że jednak wraca jutro rano, więc oboje się wstawimy.
Ross uśmiechnął się lekko. Od razu wiedział, że Max i Lauren są blisko i wiedział, że powinni być razem.
Mimo, że sami wcale tak nie twierdzili, to po prostu było widać.
- To super. Laura miała kilka problemów, więc sądzę, że lepiej jej pójdzie asystowanie mi.
Strach, speszenie i zmieszanie kryło się w ich oczach. Nie powiedzieli jej.
Czuła frustrację, ból... Nikt już jej nie wierzy? Przyjaciele odwrócili się od niej, kiedy najbardziej tego potrzebowała...
- Laura.... Chcieliśmy ci powiedzieć, ale...
- Jak długo? - spytała przerywając słowa Amandy. Dziewczyna przygryzła policzki od środka i zacisnęła swój wątły nadgarstek na silnej dłoni Barda.
Brunetka zacisnęła powieki powstrzymując morze łez, które kumulowało się już od jakiegoś czasu.
- Cztery dni - powiedziała rudowłosa patrząc na swoje buty. Jedna, jedyna łza, która mieniła się w blasku księżyca, spłynęła po jej bladym policzku, zostawiając po sobie niewidoczną smugę.
- Mój szef kazał wam przekazać, że możecie przyjść nawet jutro - uśmiechnęła się żałośnie i uciekła.
Tchórz...
Niedorajda...
Dlaczego nie może być normalna? Wszystko wróciło... Czuła się źle... Bardzo źle. Ciągle ucieka, choć do końca nie wie, czy ma jeszcze przed czym.
Przed przeszłością - podpowiadała jej podświadomość.
Było ich słuchać - jest nikim. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że to tak bardzo boli. Świadomość, że jak byś umarł nikt by za tobą nie tęsknił.
Nikt.
Przyjaciele mają przed tobą mają sekrety... Nie masz do czego wracać. Szef natomiast nie wie o tobie nic, a może tylko ci się wydaje, że nic nie wie, bo w rzeczywistości może coś ukrywać, ale mimo to pastwi się nad tobą.
Dokładnie tak. Jesteś nikim.
Dla nikogo się nie liczysz. Takie to smutne, a takie prawdziwe.
Nie musisz istnieć. Po prostu odejdź...
***
Siedział opierając się ponownie o parapet w swoim gabinecie. Zastanawiał się nad słowami przyjaciela, które chodziły jak echo w jego głowie.
Max miał rację. On prawie zawsze ma rację. A jakżeby inaczej...
Westchnął głośno mierzwiąc swoje blond włosy. Następnie przetarł twarz otwartą dłonią i ponownie spojrzał na widok, który się tam znajdował.
Park. Ławka. Wspomnienia wróciły.
Dziewczyna. Park. Książka i jego emocje, kiedy zobaczył jej gęste włosy z blond ombree....
Był na siebie wściekły. Nie zasłużyła na to. Nie ma prawa jej tego robić, ale to jakby niezależne od niego.
Zastanawiał się czy dobrze zrobił... Ona naprawdę może mieć później problemy. A szczególnie, jeśli końcowe słowa Maxa się sprawdzą.
Miał tego dość, a to dopiero miał być początek. Postanowił przyspieszyć zakład.
Kiedy tylko pozna jej przyjaciół, ma nadzieję, że wprowadzi jakieś nieliczne zmiany.
Wyjął z kieszeni ciemnych spodni swój czarny, nowiutki telefon i wybrał numer.
- Halo? - spytał głos po drugiej stronie.
- Lauren? Na kiedy możesz wpaść? - spytał.
- Właśnie z Maxem gadałam, że jednak wraca jutro rano, więc oboje się wstawimy.
Ross uśmiechnął się lekko. Od razu wiedział, że Max i Lauren są blisko i wiedział, że powinni być razem.
Mimo, że sami wcale tak nie twierdzili, to po prostu było widać.
- To super. Laura miała kilka problemów, więc sądzę, że lepiej jej pójdzie asystowanie mi.
- Serio? - szatynka była wyraźnie zaskoczona. Ross pomamrotał chwilkę pod nosem, po czym odezwał się:
- Postanowiła się na mnie odegrać.
Lauren zaśmiała się cichutko i spytała:
- W jaki sposób?
Ross westchnął głośno, po czym zaczął marudzić o swoich obawach względem wyrabiania się z terminami spotkań z innymi osobami.
- Wiedziałam, że Lau to super dziewczyna - Ross mógłby przysiąc, że szczerzyła się do telefonu w akcie tryumfu.
- Dzięki? - spytał sarkastycznie.
- Ja kończę Ross - dodała ze śmiechem - Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia - powiedział, po czym się rozłaczył.
Oparł się o swoje biurko utrzymując ramiona na wysokości głowy. Zastanawiał się, o co chodziło Lauren. Nie rozumiał aluzji przyjaciółki. A raczej nie chciał rozumieć...
***
Obudziła się stanowczo za szybko. A może nie mogła spać przez tyle godzin?
A kto by mógł...
Kiedy życie Ci się wali, a Ty nie wiesz co zrobić....
Wstała i podeszła do lustra. Nie przeraziło ją to, jak wygląda. Bardziej to, co zobaczyła we własnych oczach. Zobaczyła swoje uczucia.
Widziała morze łez, które tej nocy zostało wylane wprost w blado-niebieską poduszkę.
Zobaczyła żal, który kłębił się w niej nie tyle do przyjaciół, co do niej samej. Winiła siebie za to, że jej nie ufali.
Swoją samoocenę zaczęła budować dopiero dwa lata temu. Rok później, niż nastąpiła tragedia, która do dziś tkwi w jej głowie.
Kolejna łza spłynęła po jej bladym policzku na samą myśl, o tych wydarzeniach. Zamknęła oczy. Pragnęła ukojenia bólu, a nikt jej nie mógł pomóc.
Dodatkowo czuła złość. Na siebie, na szefa, na pracę, znów na przyjaciół, na wszystkich.
Jej problemy nie były błahostką. Miała poważne problemy, ale nikt nie mógł jej pomóc. NIKT.
Po chwili jej ciało zaczęło drżeć. Nie mogła się uspokoić. Zaczęła szlochać. Łza po łzie spływała aż do krańca jej brody, po czym skapywała na zimne panele.
Nie miała już siły. Oparła się o ścianę, po czym zjechała na sam dół chowając twarz w dłoniach, a następnie kładąc głowę na kolana.
To koniec.
***
- Przyszła już? - spytała Lauren.
- Właśnie nie. A jest mi dziś potrzebna. Muszę z nią ustalić parę dodatkowych szczegółów - powiedział blondyn, sprawdzając kilka papierów.
Od 20 minut brunetka miała zjawić się w pracy. Od 20 minut na nią czekał.
Max siedział oparty na jego biurku, podczas gdy Lauren odbierała kolejny telefon i ustalała nowe terminy spotkań na omówienie nowych projektów.
Ross westchnął głośno przecierając twarz dłońmi. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, a ten krzyknął tylko z twarzą w dłoniach: ,,proszę".
Po chwili do pomieszczenia weszło troje ludzi, w tym Laura. Brunet i rudowłosa, którzy nawet nie mieli uśmiechów na twarzy weszli do pomieszczenia tuż za brunetką, która miała pusty wzrok i podpuchnięte policzki, co nie uszło uwadze Rossa.
Miała starannie zrobiony makijaż, mimo to, on i tak potrafił to rozpoznać.
- Ross? - spytał zaskoczony Bard. Ross uśmiechnął się szeroko. Laura za to zmrużyła oczy nie rozumiejąc w ogóle, co tu się dzieje.
Max spojrzał na przybyłe osoby i aż upuścił akta, które trzymał w dłoni.
- Am? - spytał. Teraz wszyscy, łącznie z rudowłosą, spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Max? - spytała puszczając dłoń swojego chłopaka i podchodząc do wspomnianego bruneta.
- Skoro się wszyscy znają, to czy ktoś do cholery wytłumaczy mi o co w tym wszystkim chodzi? - spytała Laura.
Teraz każdy spojrzał po sobie.
- Bo wiesz Lau... To ja powiedziałem o tobie Rossowi. Wtedy w barze - powiedział Bard - znamy się już... Sporo czasu. To mój przyjaciel - dodał po chwili.
- Ja jestem Lauren. Nikt mnie nie zna - powiedziała pod nosem szatynka.
- A wy? Skąd wy się znacie? - spytał zaskoczony Ross, zwracając się do Maxa i Amandy.
- Ross... To ona - powiedział brunet.
- O matko... Am.... Jak ty wyrosłaś - powiedział Ross.
Teraz Laura jeszcze bardziej zaskoczona spojrzała na wszystkich, a najbardziej na Rossa. Do wszystkich odnosił się normalnie. Tylko nie do niej.
Czuła jak jej serce i płuca się zwężają i następuje okropny ból. Nie płacz... Nie teraz..
Oparła się o drzwi głęboko oddychając. Czuła żal do nich wszystkich. Nikt jej nic nie powiedział.
Ale nadal nie wyjaśniło się kim jest Amanda dla chłopaków.
- Amanda? Skąd ich znasz? - spytała Laura żałośnie.
Max spojrzał na rudowłosą kiwając głową, że to ona przekaże odpowiedź.
- Bo widzisz Lauro... Amanda... To moja przyrodnia siostra.
Wstała i podeszła do lustra. Nie przeraziło ją to, jak wygląda. Bardziej to, co zobaczyła we własnych oczach. Zobaczyła swoje uczucia.
Widziała morze łez, które tej nocy zostało wylane wprost w blado-niebieską poduszkę.
Zobaczyła żal, który kłębił się w niej nie tyle do przyjaciół, co do niej samej. Winiła siebie za to, że jej nie ufali.
Swoją samoocenę zaczęła budować dopiero dwa lata temu. Rok później, niż nastąpiła tragedia, która do dziś tkwi w jej głowie.
Kolejna łza spłynęła po jej bladym policzku na samą myśl, o tych wydarzeniach. Zamknęła oczy. Pragnęła ukojenia bólu, a nikt jej nie mógł pomóc.
Dodatkowo czuła złość. Na siebie, na szefa, na pracę, znów na przyjaciół, na wszystkich.
Jej problemy nie były błahostką. Miała poważne problemy, ale nikt nie mógł jej pomóc. NIKT.
Po chwili jej ciało zaczęło drżeć. Nie mogła się uspokoić. Zaczęła szlochać. Łza po łzie spływała aż do krańca jej brody, po czym skapywała na zimne panele.
Nie miała już siły. Oparła się o ścianę, po czym zjechała na sam dół chowając twarz w dłoniach, a następnie kładąc głowę na kolana.
To koniec.
***
- Przyszła już? - spytała Lauren.
- Właśnie nie. A jest mi dziś potrzebna. Muszę z nią ustalić parę dodatkowych szczegółów - powiedział blondyn, sprawdzając kilka papierów.
Od 20 minut brunetka miała zjawić się w pracy. Od 20 minut na nią czekał.
Max siedział oparty na jego biurku, podczas gdy Lauren odbierała kolejny telefon i ustalała nowe terminy spotkań na omówienie nowych projektów.
Ross westchnął głośno przecierając twarz dłońmi. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, a ten krzyknął tylko z twarzą w dłoniach: ,,proszę".
Po chwili do pomieszczenia weszło troje ludzi, w tym Laura. Brunet i rudowłosa, którzy nawet nie mieli uśmiechów na twarzy weszli do pomieszczenia tuż za brunetką, która miała pusty wzrok i podpuchnięte policzki, co nie uszło uwadze Rossa.
Miała starannie zrobiony makijaż, mimo to, on i tak potrafił to rozpoznać.
- Ross? - spytał zaskoczony Bard. Ross uśmiechnął się szeroko. Laura za to zmrużyła oczy nie rozumiejąc w ogóle, co tu się dzieje.
Max spojrzał na przybyłe osoby i aż upuścił akta, które trzymał w dłoni.
- Am? - spytał. Teraz wszyscy, łącznie z rudowłosą, spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Max? - spytała puszczając dłoń swojego chłopaka i podchodząc do wspomnianego bruneta.
- Skoro się wszyscy znają, to czy ktoś do cholery wytłumaczy mi o co w tym wszystkim chodzi? - spytała Laura.
Teraz każdy spojrzał po sobie.
- Bo wiesz Lau... To ja powiedziałem o tobie Rossowi. Wtedy w barze - powiedział Bard - znamy się już... Sporo czasu. To mój przyjaciel - dodał po chwili.
- Ja jestem Lauren. Nikt mnie nie zna - powiedziała pod nosem szatynka.
- A wy? Skąd wy się znacie? - spytał zaskoczony Ross, zwracając się do Maxa i Amandy.
- Ross... To ona - powiedział brunet.
- O matko... Am.... Jak ty wyrosłaś - powiedział Ross.
Teraz Laura jeszcze bardziej zaskoczona spojrzała na wszystkich, a najbardziej na Rossa. Do wszystkich odnosił się normalnie. Tylko nie do niej.
Czuła jak jej serce i płuca się zwężają i następuje okropny ból. Nie płacz... Nie teraz..
Oparła się o drzwi głęboko oddychając. Czuła żal do nich wszystkich. Nikt jej nic nie powiedział.
Ale nadal nie wyjaśniło się kim jest Amanda dla chłopaków.
- Amanda? Skąd ich znasz? - spytała Laura żałośnie.
Max spojrzał na rudowłosą kiwając głową, że to ona przekaże odpowiedź.
- Bo widzisz Lauro... Amanda... To moja przyrodnia siostra.
***
Witajcie. Dziś krótki rozdział, bo zawieszam bloga. Nie wiem na ile, ale nie mam sił na razie pisać. Przypuszczam, że w grudniu będę miała więcej czasu, albo coś pod koniec listopada. Jak na razie nie mam weny i motywacji, a część z was przestała czytać i komentować.
Po drugie mam (jak się okazało) dość spore problemy i muszę sobie teraz z nimi poradzić, a to też zajmie.
Stąd nieszczęśliwa sytuacja u bohaterów.
Mam nadzieję, że nie zjechałam tego rozdziału do końca. Pisałam go cały miesiąc. Przepraszam, że tylko tyle napisałam i to jeszcze tak beznadziejnie.
Dziękuję tym, którzy zostali ze mną.
Do napisania.
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zawieszasz bloga. Jednak mam nadzieję, że wrócisz do nas pełna sił, weny i zapału do pisania. Rozdział jak zawsze wyszedł ci świetnie. To teraz się pokąplikowało. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się ta historia.
Czekam na next. :*
Ps. Dodałam nowy rozdział na moim blogu. Może wpadniesz, gdy znajdziesz chwilę czasu?
Nominowałam cię do TB! Wiem, że zawiesiłaś bloga, ale myślę, że do 16 grudnia dasz radę coś napisać. :)
Usuńhttp://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2015/11/tb.html?m=0
Piękny rozdział, historia staje się co raz ciekawsza :)
OdpowiedzUsuńTeż ma blokadę, no ale cóż przynajmniej w twoim opowiadaniu nie brakuje prawdziwych emocji. Nawet nie wiesz jak bardzo nie mogę się doczekać momentu, w którym wyjaśni się co przeżyła Laura, no i kiedy Ross zmieni swój stosunek.. Po raz kolejny łapiesz za serce Abi. Jestem przekonana, że niedługo wrócą ci chęci. Życzę wszystkirgo co najlepsze <3
OdpowiedzUsuń~~invisible~~
Przecudny <3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział <3
OdpowiedzUsuńSiostra? Przyrodnia? Znają się?!
Biedna Lau, ale rozumiem.
Sama nie mam weny, szkoła niszczy we mnie połowę chęci.
Życzę weny i powrotu chęci :)
Trzymaj się Abi :*
Cudowny rozdział czekam na neksta :)
OdpowiedzUsuńJest! Nareszcie :)
OdpowiedzUsuńLiczę, że będziesz miała dla nas jeszcze więcej weny i czasu! Oczywiście tego Ci życzę ;)
Pozdrawiam
Ania xoxo
P.s. Rozdział ujdzie ;) :D
Rozdział cudowny, zaskoczyłaś mnie z ta przyrodnia siostrą i w ogóle.
OdpowiedzUsuńdużo weny, chęci do pisania, czasu i mniej problemów
Trzymaj się
Pozdrawiam :*
Świetny < 3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Życze ci dużo weny, chęci do pisania, też czasu i jak najmniej problemów. (To samo powinam sobie sama życzyć. Co za zbiek okoliczności)
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Cudeńko:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńZaskakujący.
Czekam na next ♡
Nominowałam cię do TB!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu : nie-chce-taka-byc-ale-niestety-musze.blogspot.de
Trochę smutno, że zawieszasz bloga, bo będzie mi (i pewnie nie tylko mi) go bardzo brakować!
OdpowiedzUsuńMimo wszystko historia dalej w obserwowanych i będę cierpliwie czekać, bo uważam, że warto C:
Pozdrawiam, Ayati!
Blog jest niesamowity!!!
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny! Właśnie to znalazłam i mega mi się podoba.
Z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział, bo naprawdę warto! Dziewczyno,masz talent, pamiętaj! !!