To miało trwać jeszcze 50 tygodni. 350 dni. Prawie 8400 godzin. 504 000 minut. 30 240 000 sekund...
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. To nie była ona. To był jej wrak. Chciało jej się płakać, ale nie miała siły. Nie chciała pokazywać swojej słabości, która coraz częściej ją dotykała.
Miała po prostu dość. Gdyby Ross był taki sam bez świadków nie byłoby problemów, ale samo to, że on tylko udawał sprawiało, że jej decyzja była jedną z najgorszych podjętych w jej życiu.
Chociaż nic nie może się równać z tragedią sprzed 3 lat...
Założyła krótkie jeansowe spodenki i białą bokserkę. Na nogi ubrała swoje znoszone trampki, a do torebki spakowała najpotrzebniejsze rzeczy.
Miała 10 minut na dojechanie do miejsca pracy. Mniej więcej w tyle przemierzała właśnie te niecałe 9 kilometrów, zważając na kręte uliczki i dość spory ruch.
Weszła do garażu i wsiadła do ciemnego samochodu.
Przekręciła klucz w stacyjce. Auto zapaliło się i zgasło. Ponowiła próbę, ale ku jej załamaniu - sytuacja się powtórzyła.
- Błagam tylko nie dziś. Nie rób mi tego - jęknęła żałośnie.
Silnik ponownie zgasł. Wybiegła z samochodu i biegiem ruszyła do miejsca pracy.
<><><>
- Przepraszam za spóźnienie! - krzyknęła wbiegając cała zdyszana do miejsca pracy, czyli gabinetu młodszego Lyncha.
Mordował ją potajemnie wzrokiem w obecności swojego ojca, który na szczęście tego nie dostrzegł. Mark cenił sobie punktualność, ale dla Laury był wyjątkowo wyrozumiały.
- Nic się nie stało - ,,miło" wysyczał Ross. Spojrzała na niego nie mając siły się złościć.
- Byłabym na czas, ale niestety... - zaczęła tłumaczyć, ale Ross podszedł do niej i próbując się uśmiechnąć powiedział:
- Nie musisz się tłumaczyć. My to rozumiemy, tym bardziej, że takie sytuacje się zdarzają - powiedział po chwili wymuszając uśmiech.
Spojrzała na Marka, który już po raz drugi łyknął bajeczkę o dobroci jego pierworodnego. Ross była naprawdę perfekcyjnym aktorem. Laura już nie koniecznie, ale z tego względu, że obaj mężczyźni jej dobrze nie znali miała plusy i dodatkowe fory w wyuczeniu się swojej ,,roli".
- Czy mogłabym niedługo przyprowadzić tu moich przyjaciół? Bardzo chcieliby pana poznać - zwróciła się do Rossa.
- Mówmy sobie na ty - z jego ust ledwo wydobyło się to zdanie - I tak. W następnym tygodniu jak Lauren i Max wrócą myślę, że to będzie idealny czas na zapoznanie - dodał poszerzając pełen nienawiści uśmiech.
- To super - dodała uśmiechając się perfidnie. Przy szefie danej korporacji miała mnóstwo swobody, bowiem to ona mogła przejąć ,,pałeczkę" i to ona miała władzę.
Ross mordował ją wzrokiem stojąc tyłem do ojca.
- Dobra dzieciaki, ja już będę leciał - dodał uśmiechając się do obojga, po czym wyszedł z gabinetu.
Skrzyżował dłonie na piersiach mordując ją wzrokiem.
- No więc? - spytał. Zmrużyła brwi w geście nie rozumienia.
- Co? - spytała.
- Czemu się spóźniłaś?
Przewróciła oczyma i podeszła do biurka by zabrać papiery.
- Przecież nie muszę ci się tłumaczyć - powtórzyła jego słowa.
- Jesteś niemożliwa - dodał wzdychając.
***
Odbierała co rusz jakieś telefony i podawała co rusz nowe terminy. Kiedy słyszał jak wiele pracy będzie miał w następnym tygodniu zaczął żałować, że dał jej wolną rękę w tej oto pracy. Ona tylko uśmiechała się złośliwie za każdym razem, jak podnosiła słuchawkę i mówiła: ,,Oczywiście, że pan Lynch pana przyjmie".
Miał dość. Mimo to, nie żałował, że właśnie ją zatrudnił do tej roli. Intrygowała go, ale nie chciał zmniejszać ich dystansu. Bał się, że w końcu oboje będą źle się czuli.
Po chwili na jego osobisty telefon zadzwonił numer zastrzeżony.
- Halo? - spytał.
- Baker Street 29 - powiedział męski głos, po czym się rozłączył. Ross wstał i wybiegł z gabinetu, by już po chwili pojechać pod podany adres.
<><><>
- Udało nam się zdobyć tylko to - podali mu plik dokumentów. Pokiwał głową odbierając należność.
- Odczytałem wczoraj wieczorem plik. Do kiedy? - spytał.
- Jeszcze jakieś cztery miesiące. Obiecujemy, że zrobimy co w naszej mocy - dodał brunet. Blondyn ponownie pokiwał. Po chwili schwał papiery pod ubranie i szybko się rozstali.
***
Odebrała ostatni telefon i wyszła na zasłużoną przerwę. Podeszła do kawiarenki i zamówiła kawę oraz szarlotkę.
Usiadła przy stoliku, by po chwili czekać na zamówienie. Wszystko na koszt firmy. Po chwili do jej stolika ktoś się dosiadł.
- Tak wielką przyjemność ci sprawia, jak zaczynam długo pracować? - spytał.
- Nie. Ale lubię, gdy nie spędzamy razem czasu - dodała uśmiechając się szczerze. Ross spuścił głowę w dół, po czym przysiadł się bliżej.
- Uwierz mi - dam ci więcej pracy ze mną. Z każdym nowym telefonem i nowym zadaniem, jako moja asystentka będziesz przy każdej rozmowie - dodał kąśliwie. Po ciele dziewczyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknęła w jego stronę.
- Niech pomyślę - udał zamyślonego, po czym rzekł - Masz tylko rok być ze mną. O nic więcej nie prosiłem. Nie utrudniaj tego.
- Więc to była prośba? - prychnęła.
- Owszem.
- I w dodatku ja utrudniam? - spytała drwiąco.
- A niby kto?
- Ty! Traktując mnie w taki sposób - oburzyła się. Pokazał placem na ustach, że ma zachowywać się trochę ciszej.
- Nie mogę cię traktować inaczej - dodał po chwili.
- Dlaczego? - spytała. Milczał i spuścił głowę oddalając się od niej - Dlaczego? - powtórzyła.
Spojrzała na niego wzdychając.
- No właśnie - powiedziała, po czym wstała od stołu i odeszła. Nawet nie konsumowała swojego zamówionego posiłku.
Miała dość.
Dlaczego nie mógł być w stosunku do niej normalny? Dlaczego?
Chciało jej się płakać. Czy ten rok będzie teraz tak wyglądał? Teraz będzie musiała grać kogoś idealnego, dla kogoś, kto normalnie traktuje ją gorzej niż zwierze?
Teraz naszły ją wyrzuty sumienia. Po co się zgadzała? Tylko dlatego, że był ,,miły i przekonujący"? Raczej nie... Zdecydowanie chodziło o pieniądze. Ale w tym przypadku wolałaby mieszkać pod mostem niż znosić humorki Rossa, po których czuła się jak po mobbingu.
Weszła do toalety i oparła się dłońmi o umywalkę patrząc w lustro. Była blada. Bardzo blada.
Z dnia na dzień było z nią coraz gorzej, a to wszystko tylko i wyłącznie z jej decyzji. Chorej decyzji, której skutki odczuwa cały czas.
Nalała wody w dłonie ułożone na ,,łódeczkę" i podniosła je do twarzy, po czym zaczęła ją przemywać.
Zimna woda potrafiła ją ,,przywołać do pionu". Jej oczy rozszerzyły się trochę pod wpływem szoku termicznego, a jej blada cera trochę nabrała koloru, jakby odcieni różu.
Uśmiechnęła się słabo i wytarła twarz w jeden z ręczników papierowych.
Po chwili wróciła do pracy.
<><><>
Skończony dzień i jej opadłe siły dały o sobie znać. Po wszystkich telefonach, słuchaniach Rossa, który spotykał się z klientami (bowiem nie miał najmniejszego zamiaru raczyć ją żadnym słowem, innym jak ,,zrobisz mi kawę?") oraz zgarbionym siedzeniu miała po prostu po dziurki w nosie tej roboty.
Westchnęła zabierając swoją torebkę i idąc w stronę swojego domu przez słabo oświetlany park.
Słyszała szepty i słowa jakiś ludzi. Normalny człowiek uciekałby, gdzie pieprz rośnie, ale nie ona. Jej było wszystko jedno. Pragnęła się dowiedzieć, kto i co mówi. Kto i co robi o tak ciemnej porze w tym zakątku parku.
Zakradła się pod jedno drzewo. Wychyliła się zza niego i doznała nie małego szoku...
***
Westchnął rozmawiając z już ostatnim klientem, po czym wybrał znany mu dobrze numer telefonu.
- Jak się trzymasz? - powitał go zmęczonym głosem, z brakiem entuzjazmu.
- Po głosie wnioskuję, że lepiej niż ty - zaśmiał się do słuchawki. Blondyn podrapał się po karku i westchnął głośno.
- Daj spokój stary... Lauren zachorowała i Laura ją zastępuję na każdym kroku przypominając mi, jakim to jestem brutalem - powiedział ironizując ostatnie słowa.
- Myślę, że ona długo tak nie wytrzyma.
Ross zastanowił się chwilę nad wypowiedzią swojego przyjaciela.
- Czasem lepiej nie myśleć... Radzi sobie.
- A ty? - to pytanie zaskoczyło Rossa.
- Znasz moje zdolności aktorskie.
- Mówię ogółem. Nie chodzi mi tu o udawanie.
- Sam nie wiem...
- Ale ja wiem. Mam nadzieję, że jej nie zniszczysz...
***
Kochani! Zmagam się z tym rozdziałem od 11 dni.. Wyszedł jakiś taki nijaki i w dodatku krótki...
Jakoś nie mam weny, czasu i ochoty by pisać blogi. Zastanawiam się nad zawieszeniem :/
Na razie nie czytam i nie komentuje waszych blogów, bo na to nie mam siły...
Przepraszam, ale nie wiem, kiedy następny.
Do następnego
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńNo ja też mam nadzieje, że nie zniszczy Lau.
Ross jest taki intrygujący, tajemniczy.
Czekam na next ♡
Wspaniały rozdział kobieto!
OdpowiedzUsuńTajemniczość... *.*
Jeśli nie czujesz się na siłach, zawieś, ale pamietaj, że jestem z Tobą ;*
Oby jej nie zniszczył...
Weny życzę i pozdrawiam ;* ;)
Miłego wieczoru!
PS: Pytam z ciekawości, byłaś może w Oświęcimiu?
Nie! Błagam nie zawieszaj bloga!!! Jest cudny! Co do rozdziału: wcale nie był krótki, a historia Ross i Lau... no po prostu uwielbiam! Wszystko jest takie tajemnicze, niesamowite! Wow, wow i jeszcze raz wow
OdpowiedzUsuńPozdrawiam °SO°
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńWcale nie jest krótki i nijaki. Jak zawsze wyszedł ci wspaniale. Chciałabym, żebyś nie zawieszała bloga, ale skoro nie masz weny to zrób sobie krótką przerwę i wróć do nas ze zdwojonymi siłami.
Ross jest taki tajemniczy. Oby nie zniszczył Lau. Kiedy ich stosunki się poprawią?
Czekam na next. :*
Kurde, trochę Cię nie poznałam w tym rozdziale...
OdpowiedzUsuńAle może next będzie lepszy?
Życzę weny! ;)
Ania xoxo
A mi się rozdział podoba ;)
OdpowiedzUsuńNie zawieszaj bloga!
Czekam na next ;)
Wspaniały < 3
OdpowiedzUsuńRozumiem cię, ja też nie mam za bardzo czasu, chęci I weny na pisanie Rozdziałów. Wiem jak to jest :(
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo no może oprócz czytania blogów innych to akurat mam ochotę robić, ale reszta się zgadza od jakiś dwóch mięsięcy nie dałam rozdziału, a napisałam nawet nie jedną piątą. Nie ważne, rozumiem cię doskonale, ale nie zawieszaj po prostu nie dodawaj na razie rozdziałów, ale się nie poddawaj bo twój blog jest świetny i ja na pewno będę czekać. Mam nadzieję że nie zawiesisz i życzę powodzenia w pisaniu, żebyś miała dużo weny, czasu i ochoty ( czego też bym chciała dla siebie)
Pozdrawiam :*
Zapewne ci to nie pomorze ale mam taki sam problem. W każdym razie życzę weny, czasu i chęci ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę dobry . Nie zawieszaj bloga . Odpocznij . My poczekamy na następny bo jest warto <3
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNotka bardzo fajna, było warto czekać. Zachowanie Rossa jest intrygujące czasem nawet drażliwe, bo ej! "Chcę być przyjazny, ale... jednak nie". No ale zobaczymy jak się to ułoży w dalszej części historii.
Ja sama mam lenia i nic w sumie nie chce się robić... Ugh, chyba większość ludzi to atakuje. Zawieszenie bloga? Um, um. Co by tu rzec... Czytelnicy są z Tobą, moja droga! Jestem pewna, że wszyscy postarają się zrozumieć, dlaczego to zrobiłaś, jednak mam cichą nadzieję, że przejdzie ta blokada :)
Życzę duuuuuuuuuuuuuużo weny, chęci i czego tylko ci potrzeba!
Pozdrawiam, Ayati!
Cudowny rozdział :) Cały blog po prostu niesamowity , proszę nie zawiesza bloga. Czekam z niecierpliwością na neksta :)
OdpowiedzUsuńS
OdpowiedzUsuńU
OdpowiedzUsuńP
OdpowiedzUsuńC
OdpowiedzUsuńI
OdpowiedzUsuńO! <3
OdpowiedzUsuń~Darkness