Postanowił poczekać, aż brunetka wyjdzie z knajpy. Było to najlogiczniejsze z rozwiązań. Byłaby wtedy sama, a takie propozycje zazwyczaj są składane na osobności. Wiedział, że będzie idealna na tym miejscu, dlatego warta była każdej sekundy jego monotonnego czekania - bowiem nic nie zapowiadało się na to, by miała szybko opuścić lokal.
***
Spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę.
- W Nowym Yorku spotkałaś Theo Jamesa?! Tego z Niezgodnej?!
Uśmiech sam wdarł jej się na usta. Kochała tego aktora. Może nie w sensie dosłownym, ale był jej ulubionym.
- Tak, ale niestety był za daleko i był oblegany paparazzi. Nie zdążyłam nawet wziąć autografu - powiedziała oburzona.
Laura zaśmiała się cichutko na słowa przyjaciółki. Sama pewnie zareagowałaby podobnie, ale wolała jej nie dobijać lub bardziej nie rozjuszać - Amanda była dość nerwową osobą, co wcale nie odbijało się dobrze na osobach z jej otoczenia.
Ogółem była bardzo kochana, życzliwa i bardzo miła, ale jeżeli ktoś jej podpadł - już było po nim. Należała do osób, które albo kochasz, albo nienawidzisz. Innej opcji nie ma.
- Kiedyś ci się uda i zobaczysz - nawet zrobicie sobie selfie.
Amanda uśmiechnęła się szczerze do przyjaciółki i zarzuciła gęste włosy do tyłu.
- Ty to potrafisz mnie pocieszyć.
Mimo, że nie widziały się naprawdę sporo czasu mogły powiedzieć sobie o wszystkim.
Laura zaczęła się nerwowo bawić bransoletką, która mieniła się na jej prawej dłoni. Spojrzała na przyjaciółkę i powiedziała:
- Wiedziałaś, że wyszedł?
Amanda wypluła kawę, którą właśnie wzięła do ust i zakrztusiła się. Wyglądało to komicznie, ale sytuacja wcale taka nie była.
- Jak to wyszedł? - powiedziała jeszcze trochę się dusząc cieczą, która zalegała w jej gardle.
- Normalnie. Minęło już trzy lata...
Amanda wzięła głęboki wdech i zatrzymała go w płucach tak długo, ile tylko zdołała. Po chwili wypuściła głośno powietrze. Tak bardzo szkoda jej było Laury... Nie wiedziała, co dokładnie może czuć, ale domyślała się. Brunetka nie była w takich chwilach sobą. Co jeżeli koszmar się powtórzy?
- Mówili ci?
- Jestem teraz pod ścisłą ochroną. Boję się jednak, że to za mało.
Amanda zmrużyła brwi na znak całkowitego nie zrozumienia.
- Pod ścisłą ochroną?
- Tak. Co jakiś czas mnie kontrolują.
- Co jaki czas?
Laura uśmiechnęła się słabo, ale wcale nie był to uśmiech szczęścia. Bardziej ironii i sarkazmu.
- Dla nich ścisła ochrona to raz na dwa/trzy tygodnie. Ale nie martw się Amando. Myślę, że jeżeli znajdę sobie chłopaka będę bezpieczniejsza - dodała krzepiąco się uśmiechając.
Chciała pocieszyć przyjaciółkę, choć sama tego potrzebowała.
Chciała pokazać jak bardzo jest silna. Czasem uśmiech przysłania to, co naprawdę czujemy. To jest prostsze od tłumaczenia dlaczego jesteś smutny lub, co cię gnębi.
Laura należała do osób, które nie lubiły mówić o swoich uczuciach.
- Może zmieńmy temat. Nigdy nie wiesz, czy ściany nie mają uszu.
Ostatnie zdanie wyszeptała. Tym razem Laura otworzyła szeroko oczy.
- Myślisz, że oni mnie obserwują? - spytała przestraszona.
Amanda pokazała palcem na ustach, by Laura mówiła ciszej, po czym dyskretnie pokazała na postać przed sobą.
Laura odwróciła głowę i spostrzegła, że przy barze siedzi jakiś mężczyzna.
- Myślisz... Że to on? - szepnęła z niedowierzaniem.
- Ja go nigdy na oczy nie widziałam. A ty? - spytała.
- Nie Amanda. Coś ty. Nigdy go nie widziałam - powiedziała z ogromnym sarkazmem do przyjaciółki. Amanda uśmiechnęła się przepraszająco, ale po chwili popatrzyła na Laurę wyczekującym wzrokiem.
- Tak. Widziałam go i jestem pewna, że to nie on. Tamten był szatynem, a ten jest brunetem.
Amanda westchnęła cicho z ulgą, ale nie wracała już do tej rozmowy. Dziewczyny postanowiły delektować się swoim towarzystwem bez niepotrzebnego wznawiania tematu.
***
Siedział oparty nonszalancko o podramiennik w knajpce i obserwował brunetkę, która przez jakiś czas będzie mu potrzebna. Był w stu procentach przekonany, że dziewczyna przyjmie jego propozycję bez wahania.
Inna kwestia to ta, że siedział tu już od trzech godzin. Był znużony. Ale i wytrwały. Na taką okazję warto było czekać.
Kiedy tylko zauważył, że brunetka odsuwa siedzenie, wstaje i żegna się z przyjaciółką automatycznie kiwnął do Barda na znak, że również opuszcza lokal.
Zostawił plik banknotów w podzięce za informacje oraz podany napój po czym ruszył do wyjścia tuż za brunetką.
Szedł za nią kilka kroków. Postanowił odejść jak najdalej od kogokolwiek.
Gdy był już w wystarczająco odludnionym miejscu postanowił podejść.
- Piękny dzień, prawda? - spytał. Ku jego zaskoczeniu brunetka aż delikatnie podskoczyła, jakby się czegoś bała.
Odwróciła się w jego stronę.
- Ale mnie pan przestraszył - powiedziała łapiąc się za miejsce, gdzie znajduje się serce.
- Przepraszam, nie miałem najmniejszego zamiaru sprawić pani jakiegokolwiek strachu - dodał z uśmiechem.
- Myślałam, że jestem sama - dodała.
- Ja dostrzegłem panią niedawno. I mam dla pani pewną propozycję.
Laura spojrzała na niego jak na przygłupa. Podchodzi do niej człowiek z kapturem na twarzy, w zwykłych jeansach i czarnej bluzie i oznajmia, że ma propozycję?
Nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że było już ciemno, a jego twarz była mało widoczna.
- Że co proszę? - spytała lekko oburzona, bojąc się, że jej głos zacznie drżeć.
- Nie. Mówię całkiem poważnie - dodał wzruszając przy tym ramionami.
- Jaką? - przełknęła ślinę. Bała się najgorszego. A co jeżeli tamten wynajął ludzi, a teraz stanie jej się krzywda.
- Niewielką. Ale jest potrzebna pani zgoda. Prosiłbym jednak, aby pani naprawdę przemyślała moją propozycję - powiedział z nutką nadziei w głosie.
- A mogę wiedzieć, czego ona dotyczy?
Słowa blondyna uspokoiły ją jednak. Sam powiedział, że potrzebna jest jej zgoda przez co czuła się bezpieczniej.
- Jeżeli pani przyjmie propozycję...
Sam nie mógł dostrzec twarzy blondynki. Było zbyt ciemno. Dostrzegł tylko ciemne, gęste, polokowane włosy, ale twarzy nie.
- Gdzie mam się zgłosić w razie czego?
Sięgnął do kieszeni, ku jej ponownemu zatrzymaniu akcji serca. Ale znów uspokoiła się, kiedy wyciągnął małą karteczkę. Domyśliła się, że to wizytówka.
- Proszę jednak o szybki kontakt.
Po chwili odszedł w ciemnej gęstwinie drzew, zostawiając osłupiałą brunetkę całkowicie samą.
***
Wróciła do domu uprzednio wyciągając wizytówkę. Wcześniej nie mogła dostrzec, co na niej pisze, ale teraz, gdy w domu panowała jasność zrobiła to z niemałym zaskoczeniem.
Na małej, biało-niebieskiej kartce widniał napis: ,,The Lynch Corporation".
Zastanawiała się czym owa agencja się zajmuje. Po chwili zaczęła czytać:
- Korporacja prawna, uważana również za firmę ubezpieczeniową, kredytową i pomocną dla organizacji społecznych, wolontariackich. Kontakt podany poniżej.
Aż sama była zaskoczona, że ktoś, kto zajmuje się taką branżą zaproponował jej pracę, choć nic o niej nie wiedział. Czym miałaby się zajmować? Jakie zajmowałaby stanowisko, nie mając kompletnie doświadczenia?
Ale z drugiej strony, gdzie obawy poszły na odstawkę podeszły ją racjonalne myśli: skoro zaproponował jej pracę - przyjmie ją. A to umożliwi jej spłatę kredytów i utrzymanie się.
Po chwili wyciągnęła telefon i postanowiła przedzwonić. Oczywiście do Amandy.
***
- I jak tam? - spytał, kiedy blondyn tylko przekroczył prób firmy.
- Czekam na jej telefon lub jakąś wiadomość. Mam nadzieję, że się zgodzi.
Max uśmiechnął się.
- Powiedziałeś jej, o co chodzi?
Ross podrapał się po karku, uprzednio ściągając bluzę i przerzucając ją sobie przez ramię.
- Wiesz... Powiedziałem, że mam propozycję.
- Stary... - Max westchnął - Jak zadzwoni, to będzie cud. A większym cudem będzie, jak przyjmie propozycję, gdy oznajmisz jej, co masz w planach.
Ross przekręcił oczami i zaczął zmierzać do swojego gabinetu. Zaraz przy nim krok w krok zaczął iść przyjaciel.
- Gdzie byłeś tak długo? - spytał po chwili.
- Czekałem na nią. Nie wiem ile...
Max przerwał przyjacielowi. Weszli do windy, a Ross wcisnął guzik.
- Ja wiem. Nie było cię cztery godziny. Piętnaście minut drogi stąd znajduje się knajpka. Czyli odłączę ci 30 minut na samo dojście w obie strony. Jakieś pół godziny na rozmowę z nią... No chyba, że szybciej... To i tak daje ci jakieś trzy godziny czekania.
Ross zaśmiał się. Max należał do osób, które uwielbiały wszystko kalkulować oraz uświadamiać innym swój nieskromny geniusz.
- Była z przyjaciółką. Jak wszedłem już gadały.
- Kobiety... - powiedział Max i spojrzał na przyjaciela - To teraz jest ten moment, kiedy mam ci współczuć?
Ross ponownie przekręcił oczami, ale tym razem uśmiechając się szczerze.
- Jeszcze nie.
- Tak w ogóle po co przyszedłeś do firmy o tej porze? - brunet aż kipiał z ciekawości.
- Muszę wziąć kilka papierów i zaraz idę do domu. Tobie też radzę. Jutro długi dzień.
- Tak... Właśnie konkurencyjna korporacja zaczęła mieć niższe dochody o 0,2%. To i tak już dużo. Jeszcze dwie firmy nam wpadną w sieci i będziemy najbogatsi na rynku.
- Mój ojciec wie? - spytał ciekawy Ross.
- Tak. Był bardzo ucieszony. Twierdził też, że tak powiem, że wasza rozmowa bardzo cię odmieni i liczy na szybką poprawę.
Ross spojrzał na Maxa zaskoczony. Ale wolał nic nie powiedzieć. Gdy winda się zatrzymała poszedł do swojego gabinetu i zaczął wypełniać pliki urzędowe.
***
Następnego dnia obudziła się wypoczęta. Po rozmowie z Amandą wiedziała doskonale, co ma zrobić. Taka okazja mogła się jej więcej nie trafić, więc postanowiła skorzystać.
Szybko poszła do toalety, gdzie wykonała poranne czynności.
Włosy rozczesała, na usta naniosła blado-różowy błyszczyk, a oczy podkreśliła tuszem.
Postanowiła ubrać stonowane, tradycyjne barwy.
Ubrała czarne rurki, białą bluzkę marszczoną u góry i dodatkowo białą marynareczkę z ramionami na trzy-czwarte, zakończone bladymi paskami.
Na nogi nałożyła szpilki w odcieniu czerni. Westchnęła głośno, po czym wykonała telefon. Oczywiście numer wpisany został z wizytówki.
Odczekała trzy sygnały, po czym przywitał ją ciepły, kobiecy głos.
- Dzień dobry. Korporacja The Lynch. W czym mogę służyć?
- Witam. Jestem Laura Marano. Ja w sprawię pracy do...
Tu się zacięła. Sama nie wiedziała, do kogo ma zadzwonić. Do pana Lyncha? A może inaczej się nazywał mężczyzna, którego wczoraj spotkała?
Na szczęście sekretarka, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, odpowiedziała:
- Ah! Pani Laura! Pan Lynch już na panią czeka. A raczej na pani telefon. Szef powiedział, że będzie u siebie w gabinecie. Zna pani adres firmy, prawda?
Laura pokiwała twierdząco głową. Po chwili jednak oprzytomniała i walnęła się otwartą dłonią w czoło.
,,Przecież ta kobieta cię nie widzi" - pomyślała.
- Tak. Wiem gdzie to jest - odpowiedziała- O której mam być?
- Najlepiej jak najszybciej.
- Dobrze. Dziękuję i do widzenia.
Po tych słowach rozłączyła się ze swym rozmówcą. Jeszcze lekko oszołomiona wyszła z domu uprzednio zamykając drzwi.
***
Siedział w swoim gabinecie ubrany w niebieską koszulę i swoje ulubione chinosy. Czytał jakieś papiery. Spojrzał na zdjęcie po jego lewej stronie i uśmiechnął się lekko.
Po chwili usłyszał pukanie do drzwi gabinetu. Będąc pewny, że to Max krzyknął tylko ,,Proszę".
Tuż po tym drzwi do gabinetu otworzyły się, a w drzwiach stanęła brunetka.
Ross spojrzał z lekka oszołomiony. Była naprawdę ładną dziewczyną, a jej ubiór podkreślał kobiece kształty.
Wyglądała naprawdę ślicznie. Brunetka również była zaskoczona wyglądem ,,szefa" firmy. Był młody, ale starszy od niej. Miał blond włosy ułożone w nieładzie, a zamiast garnituru był ubiór, który przystoi chłopakom w jego wieku.
- Ja w sprawie pracy - powiedziała nieśmiało wchodząc w głąb pokoju. Jeszcze wczoraj nie miała pojęcia z kim rozmawia, a dziś przed nią stał, a raczej siedział na biurku, bardzo przystojny blondyn.
- Usiądź proszę.
Nurtowana jednym pytaniem zasiadła na jednym z bardzo wygodnych i eleganckich foteli, po czym wydusiła z siebie:
- Skąd znasz moje imię i nazwisko?
Uśmiechnął się lekko.
- Ta informacja nie będzie ci teraz potrzebna. Myślę, że warto się teraz skupić na ważniejszych sprawach.
Laura zmrużyła brwi, bo nic, ale to kompletnie nic nie rozumiała.
- Czym miałabym się zajmować? Sądzę, że nie wiesz jakie mam doświadczenie czy wykształcenie.
- Owszem, nie wiem. Ale widziałem w twojej torbie pewną książkę - powiedział, zerkając na jej torebkę.
- Chodzi ci o ,,Dumę i Uprzedzenie"? - spytała.
- Tak. Autorstwa Jane Austin. To pisarka, która ma niepowtarzalny styl pisania i ciężki do zrozumienia. Nie wszystkie kobiety ją wybierają. Bardziej te inteligentne, które są w stanie wyłapać aluzję czy sarkazmy nawiązujące w niektórych dialogach i opisach.
Laura była pod wielkim wrażeniem jego znajomości lektur oraz stylu jej ulubionej autorki bestsellerowych powieści.
- Ale co moja książka ma wspólnego z ofertą pracy?
- Bardzo dużo, Lauro. Wybór lektury wskazuje na twój iloraz inteligencji, twój ubiór na twoją dojrzałość, a twoja postawa na twoją kobiecość. Uważam, że będziesz idealną kandydatką.
Spojrzała na niego kompletnie nic nie rozumiejąc. Dziwił ją sam fakt znania lektury, ale także innych, obcych mu osób.
- Chcesz mnie jako recepcjonistkę? - spytała. Była też zaskoczona faktem jak szybko przeszli na ,,ty", ale w tej sytuacji to mało istotne.
- Nie. Mam o wiele ciekawszą propozycję, ale obawiam się, że możesz nie być do końca zadowolona. Dlatego proponuję układ na umowę.
Nie potrafiła rozgryźć tego młodzieńca, jakby mówił obcym dla niej szyfrem. W rzeczywistości też tak to wyglądało. Ross nie mówił bezpośrednio. Starał się obejść prawdę nim trafi w samo sedno.
- Dziwne, że ty wiesz o mnie tak dużo, a ja o tobie nic - dodała z przymrużonymi oczyma i skrzyżowanymi dłońmi na piersiach.
- Jestem Ross Lynch. Wiceprezes tej firmy. Na razie tyle powinno ci wystarczyć.
Usiadła wygodniej i spojrzała w oczy 27-latka.
- Czego dotyczy ta propozycja?
***
Witajcie misiaczki! Jest 6:03 (rano oczywiście) a jq muszę iść do szkoły :(
Ale przynajmniej mam fajną klasę :D
Mam nadzieje, że rozdział się podoba.
Next za tydzień.
Do napisania!
Rozdział podoba mi się jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Fantastyczny <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę mega dużo weny!
Czekam na nexta:)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czekam na next.
Świetny < 3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Rozdział świetny :*
OdpowiedzUsuńBrak słów do rozdziału!^^
Czekam na nexta <333
Pozdrawiam :*
Świetny kochana! Do napisania!
OdpowiedzUsuń~Darkness
EXTRA!
OdpowiedzUsuńJestem zaintrygowana i bardzo chętnie przeczytałabym następny rozdział!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się fabuła. Życzę dużo weny i czekam na next!!!
Pozdrawiam
Ania <3
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCiekawie.
Czekam na next ♡
Świetny blog <3 Zapraszam do mnie : http://laura-marano-i-r5.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWidzę, że aktualizowałaś fabułę :D Super ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńDziękuję, że poleciłaś mi swojego bloga, bo jest on cudowny. Pieczesz genialnie. Jestem ciekawa jaką propozycję Ross przekaże Laurze.
Już nie mogę się doczekać nexta. :*
Allloooo, cudeńko kochana ;**
OdpowiedzUsuńTy to wiesz jak złapać za umysł!
Tak zajebiście zaczęłaś to opowiadanie, że teraz nie zostaje mi nic innego jak zachwycać się twoim geniuszem :D
a więc, ohh i ahh!
Jako, że jesteśmy z tych starszych bloggerek to pamiętaj, że wiek zobowiązuje.
Także ten...
Jesteś zobowiązana pisać tak zajebiście jak zawsze!
Za dużo bluzgam?
Pfff.
Anyway.
Ross.. kurwa żesz mać! Jak on chce tylko wykorzystać biedną Luśkę!
Oooooo nie! Nie ma mowy!
Laura, nie dawaj się!
Co ty tam naskrobiesz w rozdziale 3? Ciekawość właśnie podaje mi arszenik xd
Kocham, pozdrawiam i czytam!
~~invisible~~
Naprawdę fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNo okej, chwila przerwy od szkoły, nauki i tego wszystkiego także postanowiłam przeczytać rozdziały, które tu zamieściłaś + TB, ale komentarz do tego chyba już tam umieszczę :)
Na początek, nie kłamałaś mówiąc, że to będzie zupełnie inny blog. Zaczęłaś inaczej, Ross i Laura poznają się dopiero po 20-stce, także są bardziej dojrzalsi, mają inną psychikę, a problemy i ich rozwiązania różnią i będą się różnić od tych w czasach szkolnych. Dojrzała Raura jak najbardziej na tak!
Jako, że komentowałam "Follow your dreams" to wiesz, że twój pisania bardzo przypadł mi do gustu, dlatego tutaj tylko o tym napomknę w ten właśnie sposób :)
Jak zwykle, nienaganne opisy i dialogi, dobra robota! Rozdział wprowadza nas już bardziej w samą akcję, której jestem niesamowicie ciekawa!
Teraz pozostaje mi tylko skomentować TB i czekać na kolejny rozdział tutaj!
Życzę duuużo weny i chęci do pisania!
Pozdrawiam, Ayati!
Zacny rozdział, milordzie :)
OdpowiedzUsuń~ANONIMEK XD
Wow, dopiero co trafiłam na tego bloga i jest po prostu... nie wiem jak to wyrazić... coś jakbym miała wybuchnąć z ciekawości co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej a Ciebie zapraszam na mojego bloga- alittlebitoflove-raura.blogspot.com